niedziela, 22 września 2013

002. too much



Data: 04 wrzesień 2003r.
Miejsce: Horsham, West Sussex

Obróciłam się na drugi bok i leniwie wyciągnęłam dłoń w kierunku budzika postawionego na szafce. Pierwsze co zobaczyłam to kolorowe zamazane cyfry, które jedynie mnie wkurzyły. A zaraz po tym wzrok przystosował się do jasności w pokoju i dostrzegłam, że jest godzina 08:20. Z prędkością światła, zerwałam się z łóżka i rzuciłam w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłabym na siebie założyć.
Wypadłam z pokoju łapiąc torbę i rzuciłam się w stronę części szkolnej, gdzie wpadłam do klasy prawie przy tym upadając na twarz.
- Ba.. Bardzo przepraszam - wydukałam - To się więcej razy nie powtórzy - dodałam i oddaliłam się w kierunku jedynej wolnej ławki na początku klasy. 
Damn it, dlaczego ludzie zawsze zajmują te najlepsze ławki i siadają na szarym końcu? 
Poczułam na sobie wzrok Zayn'a, kiedy jeszcze rozpakowywałam książki. 
Zażenowana, udawałam ze szukam czegoś w torbie, do czasu kiedy on nie kontynuował swojego monologu. 
- Tematem dzisiejszej lekcji jak mówiłem, jest mitologia. Przeczytajcie proszę teraz dany mit na stronie 12 - dodał i znów na mnie spojrzał, kiedy ja z powodu trzęsących się rąk, nie mogłam otworzyć swojej książki.
Nie mogłam się uspokoić i nawet nie miałam pojęcia czy jest to spowodowane tym, że mój profesor się na mnie wciąż patrzył, czy tym, że zmęczyłam biegnąc tutaj.
- Grecki mit o powstaniu świata.. Richards, Richards Carmen. - powiedział a całe moje ciało zaczęło się trząść, a umysł przestał funkcjonować.
Nawet tego nie przeczytałam! Byłam z byt pochłonięta myśleniem o tym, czego on chce a teraz każe mi coś opowiedzieć. Czego nie znam?
Może kiedyś to przerabiałam? Szybko prze ilustrowałam wspomnienia szkolne po czym westchnęłam. 
- Ten mit opowiada o tym jak powstał świat według mitologii, a dokładniej..
- To już wiemy, panno Richards - przerwał mi groźnie, znowu ilustrując mnie wzrokiem. 
Spojrzałam w dół na tekst, ale nic mi nie wpadało w oko co byłoby idealna odpowiedzią na jego pytanie. 
Mijały sekundy, a ja czekałam na swój wyrok śmierci. Czułam jak moje ciało przelewa strach i wstyd. 
- Szkoda mi czasu na Panią, proszę zostać po lekcji - powiedział do mnie stanowczo, a ja tylko kiwnęłam niepewnie głową i schyliłam ją ku książce.
Jak Louis mógł mnie tutaj zostawić? Nienawidziłam go za to, ze postawił mnie w takiej sytuacji. Skazał na tak wielka porażkę. Przez to, był teraz dla mnie nikim.
Mijały kolejne minuty i jak na złość lekcja minęła strasznie szybko. Nadchodziła chwila grozy, kiedy to będę musiała zostać z nim sam na sam w klasie. 
Dzwonek zadzwonił, a wszyscy uradowani wyszli z klasy. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy z nadzieją, że może uda mi się przemknąć.
- Richards, proszę pannę o zostanie. - powiedział nawet nie patrząc w moją stronę.
Chciałam powiedzieć mu, że miałam taki zamiar, ale doskonale wiedziałam, że ten facet jest nieobliczalny. 
Drzwi zamknęły się za ostatnim uczniem, a ja nagle przestałam oddychać.
- Carmen, oddychaj. - usłyszałam jego głos. 
Stał za mną, za moimi plecami, kiedy ja przyglądałam się zamkniętym drzwiom.
Odwróciłam się przerażona kiedy on znowu przeszywał mnie wzrokiem. Tym samym wzrokiem co zawsze. 
Tym co mnie przerażał. 
- Co mam z tobą zrobić, Carmen? - spytał patrząc mi się prosto w oczy.
- Prze.. przepraszam - wydukałam przez strach który ogarnął moje ciało, a on się krótko zaśmiał. 
- Myślę, że mam dla ciebie idealną karę. Żebyś nauczyła się słuchać i uważać na moich lekcjach - uśmiechnął się. 
Wygrał. Widział jak się go boje i miał z tego satysfakcję.
Odwrócił się i podszedł do biurka po czym wyciągnął kartkę i mi ją podał. 
- To dla ciebie. - uśmiechnął się - Na jutro. - odwrócił się i po prostu wyszedł z klasy.
Kiedy wyszłam z całego tego szoku usiadłam na ławce i wzięłam głęboki oddech.
Ten człowiek stawał się coraz bardziej wkurzający i niebezpieczny. Naprawdę nie miałam siły by za nim biec i mówić, że na to nie zasłużyłam. 
Przez resztę popołudnia chodziłam z kartką w ręku i otrząsałam się z szoku. Po ostatniej lekcji spojrzałam na nią i to co tam zastałam było dla mnie jak wielki kop w dupę. 
Przeczytałam zadanie kilka razy jakbym za każdym kolejny spodziewała się czegoś innego, nie tak tragicznego. 
Wróciłam do swojego pokoju, gdzie na szczęście nie było Taylor i szybko wpisałam dany temat do swojego małego laptopa, którego dosłownie przemyciłam. 
Żadnych wyników. Żadnej pomocy wujka Google czy chociażby głupiej książki na ten temat. Byłam na przegranej pozycji już od pojawienia się tutaj. 
Wstałam od biurka i ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam moim oczom ukazała się moja wredna współlokatorka. 
- Jak dobrze, że wychodzisz. - rzuciła przechodząc obok mnie i lekko popychając. 
Przewróciłam oczami i wyszłam z pokoju. Z wielką łatwością znalazłam się w części szkolnej i stałam przed drzwiami do jego klasy. Właściwie nie wiedziałam co ja tu robię, ale to było jedyne dobre rozwiązanie. 
Wzięłam głęboki oddech przed wejściem do pomieszczenie i zapukałam dwa razy.
- Proszę wejść - powiedział spokojnym tonem. 
W zasadzie po raz pierwszy słyszałam go tak pogodnego i nadzwyczajnego, ale strach i tak wyżerał mnie od środka. Uchyliłam drzwi, a kiedy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się zadziornie i odłożył jakieś papiery na biurku.
- Kogo my tu mamy - skomentował wpatrując się we mnie.
Znowu się zaczyna. 
- Coś się stało, panno Richards? - wstał od biurka. 
Miałam ochotę powiedzieć, że nie i, że pomyliłam klasy ale musiałam się dowiedzieć jak mam wykonać te beznadziejne zadania i oczywiście czego on ode mnie chce. 
- Chciałam.. - zaczęłam kiedy on podszedł bliżej mnie i zamknął za mną drzwi. 
Nawet nie zdałam sobie sprawy, że przestałam oddychać. 
- Oddychaj Connie. - wyszeptał i delikatnie chwycił moją dłoń. 
Przełknęłam głośno ślinę, kiedy on intensywnie na mnie patrzył. 
- Chyba jednak pomyliłam klasy - wymamrotałam, a on się głośno zaśmiał kiedy planowałam się odwrócić. 
- Jeszcze nikt tak szybko ode mnie nie uciekł, panno Richards - zbliżył się do mnie, kiedy ja odwróciłam się i chciałam wyjść. - Zadziorna jesteś, podoba mi się to - powiedział za moimi plecami. - Ty też mi się podobasz - szepnął mi do ucha, przez co dreszcz przeszedł przez moje ciało. 
Zaciął swój ucisk i obrócił mnie o 180 stopni, tak że stałam do niego przodem.
Zamarłam.
Czułam się jak dziecko, które trzeba trzymać by nie upadło.
- Moim celem jest sprawianie przyjemności.* - jego dłoń zupełnie niespodziewanie znalazła się na moim biodrze. - Moja. - powiedział słabym głosem, po czym odsunął się ode mnie.
Jego oczy przybrały kolor czarny, co mnie przestraszyło. Spięłam wszystkie swoje mięśnie, a dłonie zacisnęłam w pięści.
Szybko poprawił kołnierzyk swojej śnieżnobiałej koszuli i zacisnął szczękę. 
Pomimo, że tak bardzo go nienawidziłam w tym momencie wyglądał cholernie seksownie.
Zaśmiał się cicho pod nosem, co znaczyło, że wież iż ma nade mną przewagę. 
Cieszył się z tego, że się go boje. 
- Służę pomocą, Carmen - przerażał mnie tym, że znał moje prawdziwe imię. 
Ten człowiek cały był przerażający i przyprawiał mnie o strach. 
- Chyba muszę iść - wydukałam słabym głosem. 
- Panie profesorze.. - wzięłam oddech - Muszę iść rozprawić się z pracą domową. - powiedziałam na jednym wydechu i spojrzałam twardo w jego oczy.
Nie mogłam udawać, że wszystko jest dobrze, ale w tym momencie to było jedno z najlepszych rozwiązań. 
Wyrwałam dłoń z jego uścisku i cisnęłam w niego pracą domową, którą dał mi na papierze. 
- Do widzenia - rzuciłam i wybiegłam z klasy kierując się gdziekolwiek.
Czułam jak łzy gromadzą się w moich oczach, ale nie mogłam tego pokazać iż wzrok każdego był skierowany w moja stronę.
Cholerna szkoła. Cholernie miejsce. Pieprzony Louis, który raczył mnie tu zostawić. 
Wróciłam do swojego pokoju, gdzie przebywała Taylor ze swoimi przyjaciółkami i wymieniały krótkie uwagi na temat mojego wyglądu, ale teraz się tym nie przejmowałam. Wyciągnęłam czarny portfel z torby i znowu opuściłam pomieszczenie. 
Nie miałam gdzie się skierować. Wszędzie spacerował ktoś, kogo uwagę przyciągałam.
Skręciłam w ciemny korytarz i zauważyłam czarne, metalowe drzwi. Zamknięte. 
Rozejrzałam się i zauważyłam wycieraczkę. 
Jacy oni wszyscy naiwni. 
Sięgnęłam po klucz, który znajdował się pod wycieraczką i szybko przekręciłam zamek. 
Zauważyłam ciemne, małe pomieszczenie gdzie znajdowały się kolejne drzwi. 
Ruszyłam długimi schodami w górę i szybko znalazłam się na dachu. 
Idealnie. Wyciągnęłam z portfela Malboro i szybko odpaliłam jednego.
Zaciągnęłam się nikotyną i usiadłam na murku.
- Niegrzeczna. - usłyszałam czyjś głos za swoimi plecami.
Moje serce zaczęło szybciej bić, a w gardle utworzyła się wielka gula.
Przełknęłam ślinę i się odwróciłam.
Przede mną znajdował się Marcel, który wyglądał zupełne inaczej niż wtedy kiedy poznałam go na stołówce.
Z nosa zniknęły jego ogromne okulary, a włosy wyglądały jakby dopiero wyszedł spod prysznica. 
Dosłownie, kapała z nich woda, która odbijała się od jego ciuchów i spadała na ziemię.
- Nie twój zasrany interes. - powiedziałam, choć nigdy do nikogo się tak nie odzywałam. 
Nigdy nie lubiłam być chamska wobec ludzi.
- Wybacz, nie chciałem cię urazić - usłyszałam kiedy ja ponownie zaciągnęłam się dymem. 
- To ja przepraszam - podszedł do barierki. - Ta szkoła jest do kitu - skomentowałam a on krótko się zaśmiał, przez co złowrogo na niego spojrzałam. - To dla ciebie zabawne? 
- Tak, bo nie rozumiem dlaczego tu przyjechałaś skoro tak uważasz - stanął obok mnie, a ja dopiero teraz zwróciłam uwagę, że jego zawsze ulizane włosy stają się teraz kręcone, a jego tęczówki są koloru zielonego. 
- Dlaczego tu przyjechałam? Wybacz, ale ja tutaj sama nie przyjechałam. Nawet nie chciałam wyjeżdżać z mojego rodzinnego miasta, a nagle znalazłam się na drugim końcu Wielkiej Brytanii w jakimś więzieniu.
- Może jest tutaj strasznie, ale.. - zaciął się, a ja doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że szuka czegoś miłego co mógłby powiedzieć na tą szkolę. 
- Widzisz. Sam szukasz czegoś by wytłumaczyć mi, że nauka w tej szkole dobrze mi zrobi, ale jakoś nie koniecznie coś się znajdzie. Co nie? - zakpiłam. - Wybacz, ale naprawdę nie mam ochoty na słuchanie kłamstw. Zawsze je słyszałam od swojego przyrodniego brata, że jestem dla niego ważna. Wtedy przywiózł mnie tutaj. - zaśmiałam się.
- Musi być prawdziwym dupkiem - skomentował. 
- O tak, i samolubnym idiotą - dodałam przez co ponownie się zaśmiał, tak samo jak ja. 
- Co cię tu sprowadza? - zaczęłam kolejny temat i wywaliłam szluga za mur budynku. 
- Lubię tu przebywać, ale w sumie to poszedłem za tobą, bo widziałem, Że wchodzisz do mojego raju. Musiałem sprawdzić co tu robisz. 
- Musiałam się rozluźnić.. - spuściłam wzrok.
- Czemu? Aż ta mocno dołuje cię to miejsce? - czułam jak jego wzrok przesuwa się po całym moim ciele.
- To profesor Malik.. 
- Tak, potrafi być na prawdę okrutny.. - przerwał mi. 
- On się do mnie przystawiał, Marcel - dodałam czując łzy w oczach, a on na mnie spojrzał zszokowany, więc kontynuowałam. - Powiedział, że mu się podobam...
- Nie dziwie się. Jesteś śliczna, zwrócił na ciebie uwagę - nie wiedziałam czy odebrać to jako komplement więc tylko mocno się w niego wtuliłam, a on mnie objął. 
- Ucieknijmy stad - zaproponowałam przez co znowu się zaśmiał.
- Musze tu być, Connie - powiedział a ja się odsunęłam.
- Dlaczego? 
- Ponieważ mam problemy. Rodzinne. Wolę siedzieć tutaj i uczyć się, niż siedzieć w domu i słyszeć krzyk mamy, która woła o pomoc. Mój ojciec jest brutalem, Connie. Dla niego nie ma granicy bezwzględnej. On uwielbia ból i widzieć kiedy ktoś cierpi, pomimo, że to własnie dzięki niemu teraz istnieje. 
Nienawidzę go i gardzę tym człowiekiem. - powiedział jakby na jednym wydechu, a ja mocniej się w niego wtuliłam, jakby ten uścisk mógł pomoc mu w jakikolwiek sposób.
- Nie spodziewałam się, że znajdę tutaj kogoś podobnego do mnie - skomentowałam. 
- Cieszę się, że cię spotkałem - dodał, a ja się uśmiechnęłam. 
- Ja też. 
Odchyliłam się od niego i spojrzałam w jego zielone tęczówki.
- Czas wracać, bo zauważą naszą nieobecność. Poza tym, zaraz będzie obiad - przypomniał mi przez co głośno westchnęłam. 
Ruszyłam w kierunku wyjścia, pociągając go za sobą. 
- Nie będzie to czasem źle wyglądać, kiedy wyjdziemy stąd razem? - spojrzał się na mnie, a ja głośno się zaśmiałam.
- Tutaj jedynie chodzi o twoja sławę, że zadajesz się z pierwszoklasistką. Twój problem, nie mój - pchnęłam drzwi by wyjść na korytarz gdzie na szczęście nikogo nie było.
- Upiekło nam się - powiedział, a ja szybko puściłam jego dłoń by nie wyglądało to zbyt dziwnie.
Zeszliśmy razem do stołówki, gdzie wszystkie oczy jak jeden mąż spojrzały w naszą stronę.
Wywróciłam oczami przewrażliwiona na temat ludzkiej opinii i ruszyliśmy w stronę kuchni gdzie po drodze wzięliśmy sobie tacę i ze spokojem czekaliśmy na swoją kolej. 
- Całkiem inaczej wyglądasz bez okularów - odwróciłam się, chwaląc swojego przyjaciela. 
- Mam to odebrać jako komplement? - spytał niepewnie przez co się zaśmiałam.
- Po prostu powinieneś podziękować. - powiedziałam i dźgnęłam go palcem w żebra.
- Dziękuję. - zaśmiał się.
- ¡hola! Co podać młoda damo. - starsza kucharka uśmiechnęła się do mnie.
- A co dzisiaj jest?
- Gniecione patatas** z gulaszem, bądź espaguetis***
- Wezmę espaguetis - powiedziałam dumna, znając hiszpański.
- A dla ciebie młodzieńcze. - kobieta podała mi talerz i zwróciła się do Marcela.
- To co zwykle, proszę pani.
Kucharka podała mu talerz spod lady i ruszyliśmy do wolnych stolików.
W drodze zdążyłam zwrócić uwagę na jego talerz na którym znajdowały się warzywa, ryż oraz coś co wcale nie przypominało mięsa.
- Jesteś... wegetarianinem? - spojrzałam na niego spod byka.
- Nigdy nie lubiłem mięsa. - powiedział siadając na miejscu.
Zajęłam je tuż obok niego pociągając łyk soku pomarańczowego, który chwyciła odchodząc od bufetu.
- Skąd znasz tutejsza kucharkę?
- To pani Narváez. Zazwyczaj jemy razem w święta. Jest dla mnie jak babcia. - uśmiechnął się.
Kiwnęłam głową w geście zrozumienia i zabrałam się za jedzenie gorącego dania, które było bardzo smaczne jak na szkolną kuchnię. Zjadłam wszystko bez zarzutów, z czym zawsze miałam problem i czekałam aż Marcel wyczyści swój talerz. W pewnym momencie do stołówki weszła moja cudowna współlokatorka ze swoimi przyjaciółkami. Wywróciłam oczami kiedy blondynka akurat spojrzała w moim kierunku.
- Nie przejmuj się nią. - wyszeptał. Marcel. - Mogę ci jedynie powiedzieć, że zawsze możesz iść do pani Harrison i porozmawiać z nią o tym, czy nie mogłabyś się przenieść. Jestem na sto procent pewny, że znajduje się gdzieś wolny pokój, bądź przynajmniej wolne łóżko. Nawet w sprawie profesora Malik'a możesz do niej iść. Ona zawsze wysłucha. - uśmiechnął się wstając do stołu.
Również to zrobiłam, a Marcel chwycił mój talerz, dając mi znak, że odniesie go za mnie. 
- Gdzie mogłabym ją znaleźć? - powiedziałam kiedy kierowaliśmy się w stronę wyjścia ze stołówki.
Marcel poprowadził mnie do wejścia na sale gimnastyczna co mnie zaskoczyło bo pokoje były w druga stronę, ale on razu złapałam o co chodzi, kiedy po korytarzu błąkała się starsza pani w zielonym fartuchu, która kiedy tylko ujrzała Marcel'a zaprzestała swojej czynności i podeszła do nas z wielkim uśmiechem na twarzy. 
- Marcel, dobrze cię znowu widzieć - przywitała się. 
- A ty pewnie jesteś Connie, prawda? - spojrzała na mnie, a ja kiwnęłam głowa. 
- Marcel mi wspominał wczoraj o Tobie, ale nie spodziewałam się, że możesz być jeszcze ładniejsza od obrazu jaki mi dawał przez swoje opowieści.
- Dziękuję.. - zacięłam się - Chyba. - dodałam. - Chciałabym się dowiedzieć czy jest możliwe bym przeniosła się do innego pokoju. Jestem z.. 
- Taylor. - powiedziała za mnie a ja ani trochę się nie przestraszyłam.
Ta kobieta znała tą szkołę jak własną kieszeń.
- Chodźcie zrobię Wam herbaty. - uśmiechnęła się.
Zaprowadziła nas do swojego pokoju. bądź mieszkania i po zrobieniu nam gorącego napoju usiadła na fotelu, trzymając w dłoni stos plików.
- Connie. Znajdzie się wolne miejsce. Dla ciebie zawsze. - uśmiechnęła się.- Pokój tuż obok pokoju Marcela, co ty na to? Może wiecie.. - uniosła brwi - Coś was połączy. Jakiś projekt z fizyki albo coś - zachichotała. 
- Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi - powiedziałam z chytrym uśmiechem na twarzy. 
- Każdy tak mówił - skomentowała.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i ujrzałam, że na swoich jasnych drzwiach miała wywieszone rożne zdjęcia młodych ludzi o których to zaczęła opowiadać rożne historie. Słyszałam o dziewczynie która miała problemy ze swoim ciałem, parę ludzi takich jak ja i Marcel, a nawet słyszałam jedna anegdotę o swoim nauczycielu, panu Malik'u na którego wspomnienie przeszły mnie ciarki.
- A więc kiedy najszybciej mogłabym cię przenieść? - spytałam.
- Teraz musisz iść od swojego wychowawcy i poinformować go, że chcesz zmienić pokój. Musi wyrazić na to zgodę. - powiedziała.
Czas nagle czas się zatrzymał. 
Iść do wychowawcy? To oznaczało, że muszę stanąć twarzą w twarz z panem Malik'iem.
- A nie da się tego załatwić jakoś tak bez tego całego pójścia do wychowawcy? - powiedziałam odstawiając pustą szklankę na stoliczek.
- Wybacz mi Connie, ale profesor Malik musi wyrazić zgodę na zmianę twojego miejsca. Choć wcale nie mam pojęcia dlaczego takie są procedury. Jeśli skoczysz do niego jeszcze dzisiaj, będziesz mogła się zacząć przeprowadzać. Ufam, że Marcel ci pomoże. To bardzo dobry chłopak. - uśmiechnęłam się dotykając mojej dłoni.
Naprawdę nie chciałam iść do niego. Tym bardziej sama.
- Mogę iść z tobą, Connie. Jeśli chcesz. - powiedział Styles i poprawił się na swoim miejscu.
Spojrzałam na niego zastanawiając się czy bardziej niebezpieczne będzie pokazanie się tam w jego towarzystwie czy spotkać się z panem Malik'iem sam na sam. 
- Lepiej będzie jeśli załatwię to sama, ale nie odmowie pomocy w przenoszeniu się i pokazanie mi miejsca - uśmiechnęłam się. 
- Jesteś tego pewna? - spytał, a ja zapomniałam, że starsza kobieta wciąż nas słucha więc nie chciałam nic więcej mówić. 
- Tak - uścisnęłam jego dłoń a na jego twarzy pojawił się cień wahania, jednak nie mogłam go narażać na takie ryzyko. 
Wolałam myśleć ze Malik wyżywa się na mnie, nie na nim który i tak już za dużo wie o przemocy z własnego doświadczenia.
- Dziękujemy za herbatę. - powiedziałam wstając ze swojego miejsca. 
- Nie ma za co. Zawsze możecie tutaj przyjść, jeśli będziecie szukać pomocy. - kobieta mocno mnie do siebie przytuliła. 
Wyszliśmy od starszej kobiety i skierowaliśmy się w stronę klasy gdzie miałam nadzieję, że znajdował się tam, ten człowiek. Marcel został przed klasą, a ja weszłam do niej bez pukania. 
Niespodzianka, pedofilu! 
- Przepraszam, chciałabym tylko powiedzieć... - wzięłam oddech. 
Zastanawiałam się,  czy powiedzieć mu, że przenoszę się nawet bez jego zgody czy się spytać.
- Wiedziałem, że szybko do mnie wrócisz - uśmiechnął się szyderczo. 
- Chciałam tylko powiedzieć, że przenoszę się do innego pokoju. 
- Jaka stanowcza - wstał ze swojego miejsca i podszedł do mnie bliżej, przez co zaczęłam czuć jego oddech na mojej skórze kiedy znajdował się tylko kilka centymetrów od mojej twarzy.
- A teraz przepraszam, ale chcę przenieść się jeszcze dzisiaj. - powiedziałam i odwróciłam się od niego. Chwycił mnie za nadgarstek. 
- Ja i tak cię znajdę. Nie ważne czy przeniesiesz się do innego pokoju czy na drugi koniec akademiku. Znajdę cię. I tak, jesteś moja. - rzucił, a jego oczy przybrały kolor czarny.
Bałam się, cholernie się bałam jego wyrazu twarzy i tego jaki miał na mnie wpływ. Ten człowiek był chory psychicznie. Niewyżyty erotoman. 
- Za dużo ci się wydaje jak na nauczyciela. 




* tekst z książki 50 Shades Of Grey, E. L. James z powodu totalnego bzika nancy na punkcie tej książki
** ziemniaki
***spaghetti




hej! to znowu ja, dodaję rozdział ponieważ nasza kochana ronnie troszeczkę narozrabiała. ^^ ale nie będę się Wam spowiadać z jej grzechów :) miałyśmy dodać rozdział wczoraj, ale niestety mamy malutki poślizg. lecz jednak rozdział pojawił się w weekend! następny będzie dopiero za dwa tygodnie, ale mogę powiedzieć, że już w przyszłym pojawi się nowy na soul-with-harmony na który również zapraszam! polecajcie tego blog'a innym. im więcej zainteresowanych życiem Connie tym większe prawd prawdopodobieństwo rozdziałów dodawanych w mniejszych odstępach czasowych ^^ dla Was to jeden tweet a dla nasz większy uśmiech na twarzy.



KOMENTUJCIE!






lots of love,
nancy.

11 komentarzy:

  1. hduisiosjdhgd cuudowny ♥ proszę szybko klejny, bo umrę no! ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG zajebisty rozdział nie mogę sie doczekać następnego rozdziału słońce
    @Roxxy1D

    OdpowiedzUsuń
  3. super czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  4. boskie to jest *.*
    umiecie pisac :)
    i cytat z 50 twarzy Grey'a 90swqjksmxsdwjhsmxnsw

    czekaam na nastepny :)
    weny xx

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy kolejny rozdział?? zakochałam się w tym opowiadaniu! ah! Profesor Malik *.* eufhksauefjaefk co będzie dalej? co będzie dalej? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. czy mogłybyście mnie informować o nowych rozdziałach?? <3 @nialik_

      Usuń
  6. 'Carmen, oddychaj' czyżby ktoś tu czytał Cold'a?! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże to jest boskie. Dziękuje, że mi poleciłaś to opowiadanie.<3

    OdpowiedzUsuń
  8. dziekuje za polecenie mi tego opowiadania :*
    mogłabyś mnie informować : @WiktoriaGerlach

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest cudowne ksjxhskdhskd
    mogłabyś mnie informować o rozdziałach na tt : @_maadness_

    OdpowiedzUsuń