sobota, 7 września 2013

001. young and beautiful



Data: 01 wrzesień 2003r.
Miejsce: Horsham, West Sussex

Wzięłam oddech wyciągnęłam słuchawki z uszu. Po przejechaniu przez wielką  bramę znaleźliśmy się na jakiejś nieznanej mi posesji z niezliczoną ilością kamer, które wcale nie były jednym z tych rzeczy, które mnie przekazały. 
Wysoki płot,  porośnięty roślinami. Czułam się jak w jakimś szpitalu, psychiatryku dla osób, które miały problemy ze sobą i swoim otoczeniem. A prawda była taka, że Louis powiedział,  iż to będzie najlepsze wyjście dla mnie, choć raczej wydawało mi się, że dla niego.
- Carmen..
- Connie! - poprawiłam go zdenerwowana, że ponownie mnie tak nazwał.
- Przepraszam - spojrzał na mnie, łapiąc za kolano w celu wsparcia. 
- To nic nie znaczy - odpowiedziałam, patrząc się w szybę.
- Spójrz na mnie, ten ostatni raz - poprosił z bólem w głosie. 
- Ostatni? Miło, że będziesz mnie tutaj odwiedzał, braciszku - nacisnęłam na ostatnie słowa, wypowiadając wszystko przez zęby.
- Wiesz, że nie robię tego, aby się Ciebie pozbyć - odpowiedział, a ja po raz pierwszy na niego spojrzałam ze złością wypisaną na twarzy.
- Wiesz, że Twoje słowa są dla mnie nic nie warte - oznajmiłam i otworzyłam drzwi od swojej strony, nie czekając na odpowiedź.
Wypakowałam z pojazdu swoje torby, które wzięłam i pudełko do którego zawsze wkładałam rzeczy, które przypominały mi o tym co się działo w moim życiu.
- Żegnaj Louis. - schyliłam głowę do okna i spojrzałam na swojego przyrodniego brata.
Po śmierci Bobb'iego, wszystko się zmieniło. Byłam mu cholernie wdzięczna, że to 
Ona uratował mnie przed śmiercią w pociągu, kiedy to kobieta, która mnie urodziła właśnie tam mnie zostawiła. 
Bo mamą to ja jej nie mogę nazwać.
Bobby jeszcze przed zamknięciem oczy powiedział Louis'owi, by się mną opiekował i traktował jak siostrę, lecz z czasem dowiedziałam się, że byłam po prostu utrapieniem. I kiedy Tomlinson dowiedział się o tej szkole z internatem od razu zadecydował by mnie tu wysłać. 
W moich oczach zebrały się łzy. Nie należałam do tych dzieci, które mają wszystko, co sobie zapragną. Nie należałam do tych dzieci, którzy za sprawą rodziców znajdują się w najlepszych szkołach, klubach czy mają firmowe ciuchy z butików dookoła świata. Byłam ich przeciwieństwem. 
Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam do dzwonka, który znajdował się obok furtki.
- Dobry wieczór, słucham? - usłyszałam gruby, męski głos.
- Connie Richards, miałam na dzisiaj umówiony przyjazd - przedstawiłam się, a mężczyzna bez odpowiedzi otworzył mi furtke, co wywnioskowałam po charakterystycznym dźwięku wydobywającym się z słuchawki.
Mocno ją pchnęłam i wkroczyłam na teren wroga. 
Teren, którego nie znałam i bałam się poznać.
Mocniej ścisnęłam rączkę walizki i zamknęłam furtkę, kierując się na przód. 
Kiedy dostrzegłam wielki ciemny budynek, niczym z horroru poczułam jak dreszcze przechodzą po całym moim ciele. Instynktownie podrapałam się po nodze i wzięłam oddech. 
Powietrze było tutaj inne niż to w Blandford. Cięższe i jakby zapełnione czymś, czym nie mogłam nazwać rześkim. 
Przerażał mnie fakt, że nikogo tu nie znałam i jedyną drogą ucieczki była ta furtka, która otwierała się tylko gdy ktoś nacisnął przycisk. 
Zero kontaktu ze światem. Zero telefonów i brak internetu. Gorzej być przecież nie może.
Otworzyłam drewniane, wielkie drzwi przede mną i pierwsze co ujrzałam to staromodny, klasyczny styl przełożony ciemnymi kolorami. Na przeciwko mnie znajdowło się jakieś wejście do pomieszczenia, a po jego bokach rozchodziły się schody, które każde z nich prowadziły w innym strony korytarza. 
Cudownie. Miałam tu przeżyć 3 lata, a już czuję się jak w więzieniu.
- Dzień dobry - jakiś młody, radosny, starczy mężczyzna przywitał mnie nadmierną ilością entuzjazmu, co nieco mnie przestraszyło.
- Cześć - odpowiedziałam. - Jestem Connie, zostałam tutaj zapisana przez swojego brata - przedstawiłam się.
- Witaj. Jestem Eric. Dozorca, który pilnuje by nikt stąd nie wychodził.
Aha.. Czyli to ten gościu odpowiedzialny jest za furtkę. Wystarczy go uwieźć, czyż nie?
- Chodź pokażę Ci twój pokój. - powiedział, biorąc ode mnie torbę i kierując się w stronę schodów.
Tak jak mi się zdawało, co mnie przeraziło, mój pokój był na samej górze. Nie koniecznie był On mój, bo gdy Eric otworzył tylko drzwi ujrzałam piękną, długonogą blondynkę, która leżała na łóżku.
- Do zobaczenia na kolacji. - powiedział chłopak i po prostu wyszedł, zostawiając mnie z jakąś nieznajomą w czterech ścianach.
- Taylor jestem. - rzuciła jedynie wracając do swojej przerwanej czynności.
- Ja Connie - odpowiedziałam również mało zadowolona tym, że muszę dzielić z kimś pokój. - Wybacz, ale czy mogłabyś wziąć te torby z mojego łóżka? - spytałam, kiedy kilka przezroczystych toreb leżało na białym materacu. 
Moja współlokatorka wstała głęboko wzdychając, rzucając magazyn obok siebie i podeszła do mnie zbierając swoje rzeczy na podłogę po 'jej stronie' pokoju. 
- Dziękuje - powiedziałam sztucznie i rzuciłam swoją walizkę na łóżko. 
Będzie ciężko. Bardzo ciężko. Myślałam, że uda mi się tutaj przystosować, ale już ta osoba obok sprawiła, że przyjazd tutaj stał się jeszcze mniej przyjemniejszy.
Usiadłam obok walizki i podparłam się na niej łokciem, próbując się jakoś uspokoić.
- Pierwszy rok? - blondynka nie oderwała się od czasopisma.
- Tak. - rzuciłam. - Ty?
- Drugi rok. Dlatego dziwię się, że jestem z tobą w pokoju. - prychnęła, a ja miałam ochotę zrzucić ją z łóżka.
- Mnie też się nie podoba, że jestem z tobą. - powiedziałam wstając i podchodząc do okna, znajdowało się na samym środku ściany.
- Jakaś łazienka tutaj jest? - spojrzałam na nią.
- Na końcu korytarza. Nie pomyl z pokojem elity. 
Wywróciłam oczami i wyszłam z pokoju, nie zwracając uwagi na więcej komentarzy ze strony mojej współlokatorki.
Dopiero ją poznałam, a już miałam jej dość. Potwornie dość. Czułam, że moją ulubioną częścią dnia tutaj będzie noc, kiedy między mną, a pustą blondynką będzie kompletna cisza. 
Doszłam do końca korytarza, gdzie znajdowały się dwie pary drzwi. Wybrałam te po lewo, czego od razu usłyszałam, kiedy usłyszałam głośne śmiechy, które ucichły po przekroczeniu przeze mnie progu.
- Przepraszam. Myślałam, że to łazienka.
- To źle myślałaś, nowa. - usłyszałam.
Strasznie się zdziwiłam, ponieważ ten pokój był znacznie większy od tego w którym ja muszę się cisnąć z tamtą dziewczyną. 
Pomieszczenie było różowe, i stały tam trzy łóżka. Dwa mniejsze po prawej i lewej stronie, a na samym środku ogromne łózko z białym baldachimem.
To tacy ludzie istnieją? Zawsze oglądając filmy, wydawało mi się, że takie puste laski to jedynie wymysł reżysera i powstały by dogryzać głównej bohaterce.
- Możesz łaskawie stąd wyjść. - odezwała się blondynka w długich włosach, susząc swoje paznokcie pod wiatrakiem.
Wywróciłam oczami niezadowolona ich towarzystwem, ale nie chciałam się wykłócać i już być skreślona z ich listy pierwszego dnia w tym mrocznym miejscu. 
Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam do łazienki, gdzie wcześniej powinnam się znaleźć. 
Spojrzałam na siebie w lustrze. Lekko podkrążone oczy po długiej podróży, każdy włos odstający w inną stronę i rozmyty tusz do rzęs, który zamiast na rzęsach był na moich powiekach i wcale nie wyglądało to atrakcyjnie. 
Obmyłam twarz zimną wodą, próbując zmyć z siebie wszystkie zmartwienia, jednak to nie odejdzie tak szybko. 
Byłam tu uwięziona przez 3 lata tylko i wyłącznie przez mojego starszego, przyrodniego brata, który nie mógł sobie poradzić z młodą dorosłą pod jednym dachem. Pomagałam jak mogłam. Sprzątałam, gotowałam, pomagałam mu w zakupach, a on nie mógł tego docenić. Po prostu się mnie pozbył.
Opuściłam pomieszczenie i powolnym krokiem ruszyłam przed siebie wzdłuż korytarza. 
To miejsce mnie przerażało. Ciemno zielone ściany z brązowym szlaczkiem, który przekładany był jakby złotą nitką. Rozmieszczenie go było dość dziwne, ale i zapierające dech w piersiach. Okno, drzwi, okno drzwi. Z jednej strony wyglądało to jakby drzwi prowadził donikąd, do miejsca, które mogło by mnie stąd zabrać, ale niestety po chwili wyraźnie zauważyć można jak znajdują się za nimi pokoje. 
Dotarłam do klatki schodowej, z której można było iść prosto przed siebie, gdzie było jeszcze więcej pokoi, bądź na dół. 
- A ty jeszcze tutaj? Już dawno wołali na kolację. - z jednego pokoju wyszła starsza kobieta, która przekręciła klucz w drzwiach i schowała go w spodnie. 
Ta babka coś ukrywa, kimkolwiek jest.
- Trochę się zgubiłam - odpowiedziałam. 
- Do stołówki, koleżanko - zaczepił mnie Eric, ten sam uśmiechnięty chłopak, co przy wejściu. 
Jego entuzjazm mnie przerażał, jak wszystko w tym domu, akademiku, szkole, czy wszystkim, co się tutaj znajdowało i żyło. 
Zeszłam z nimi na dół, w kierunku stołówki, którą już mijałam, kiedy mnie tutaj przywitano. 
Tłumy nastolatków przepychało się między stolikami, z białymi tacami na ręce, 
szukając miejsca dla siebie.
Kiedy weszłam głębiej, jakby wszyscy się zatrzymali i patrzeli na mnie, a ja czułam się strasznie zażenowana. 
Podeszłam do kolejki przy bufecie i wzięłam tacę do rąk. 
Nie miałam ochotę na jedzenie, ale jeśli to miał być mój ostatni posiłek dzisiaj, wolałam wrzucić coś w siebie, niż wymiotować później krwią, już przez to przeszłam kilka razy.
Wzięłam miskę i nalałam sobie ciepłego mleka, po czym wsypałam do niej kukurydziane płatki. Nie rzucało mi się w oczy zbyt dużo miejsc, ale jedyne dobre było koło chłopaka w okularach i słuchawkach na uszach, którego nie obchodziło nic, co się znajdowało wokół niego.
Ruszyłam w jego kierunku i usiadłam obok niego. Nie był zbyt towarzyski, bo nawet nie wyjął słuchawek z uszu, aby się przywitać, a tylko odwrócił wzrok z powrotem w kierunku swojego posiłku i kontynuował jego spożywanie. 
Odetchnęłam z ulgą, że ominie mnie kolejny krępujący monolog i zabrałam się za jedzenie swoich słodkich płatków. 
- Jesteś ta nowa, prawda? - usłyszałam i skorciłam się w myślach. 
Damn it, jednak się myliłam. 
- Tak, jestem Connie - odpowiedziałam mu, kiedy przełknęłam swoje jedzenie.
- Marcel. - rzucił jedynie i wkroczył do swojego świata, zmieniając utwór.
Dziwne, ja musiałam oddać telefon przy wejściu, a On miał przy sobie najnowszy model telefonu, jaki wyszukiwarka google mogła znaleźć.
Poprawiłam się na krzesełku i napiłam wody, którą chwyciłam przed znalezieniem się na tym krześle. 
Połowa ludzi opuściła już stołówkę, ale ja siedziałam na swoim miejscu. 
Właściwie nie wiem na co czekałam, ale chyba najbardziej przerażał mnie fakt, że każdy kto wychodził z pomieszczenia patrzył na mnie, a później robił krzywą minę, jakbym miała coś na twarzy.
A to może z moją twarzą było coś nie tak.
Związałam swoje włosy w kucyka i odniosłam tacę na miejsce przeznaczone do tego. 
Wróciłam do swojego pokoju, chociaż nie miałam na to najmniejszej ochoty. Widok mojej współlokatorki mnie przerażał, co dopiero rozmowa z nią czy chociażby oddychanie z nią tym samym powietrzem.
Myślałam, że tutaj będzie całkiem inaczej. Myślałam, że odciągnę się od Louis'a, że od niego odpocznę i tutaj zacznę nowe życie, ale tutaj jest jeszcze gorzej niż z nim. On przynajmniej zwracał na mnie uwagę. Może nie w takim stylu, jak powinien, ale jednak, a tutaj byłam tylko kolejnym uczniem, zbędną dziewczyną, która tylko zabierała innym powietrze.



Data: 02 wrzesień 2003r.
Miejsce: Horsham, West Sussex


- Wydaje mi się, że nie powinniśmy jej budzić i pozwolić by po prostu się spóźniła na apel. I tak nie ma tu życia. - usłyszałam na swoim uchem, a ja przewróciłam się na drugi bok.
- Ciszej, bo się obudzi. - zdecydowanie ten głos należał do Taylor. - Ta mała suka, nie wie z kim zadarła wchodząc do tego pokoju. - powiedziała i już po chwili nikogo nie było w pokoju i jedyne co mnie otaczało to cisza, którą przerywał głos ludzi, przechodzących obok drzwi.
Chciałam zasnąć, ale do pokoju wpadł Eric, który zerwał mnie z łóżka.
- Tak jak sądziłem, nawet nie wstałaś! - potrząsnął mnie. - Dobrze, że ja zawsze jestem w pobliżu. Wstawaj! Za pięć minut jest apel nie możesz się na niego spóźnić.
- Jeszcze 5 minut, Louis - powiedziałam zaspanym tonem, żeby tylko dał mi spokój.
- To ja, Eric! - jego entuzjazm wszystko zdradzał. 
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego lekko przymrużonymi oczami.
- Chcę zostać w łóżku - powiedziałam błagalnie. 
- Nie ma takiej opcji. Ruchy, kochana! - niemal zrzucił mnie z łóżka, przez co momentalnie się rozbudziłam i wstałam ze swojego niewygodnego łóżka. 
Wywróciłam oczami i wyciągnęłam ze swojej walizki dużą bluzę mojego brata, co jedyne mi po nim pozostało oprócz głupich wspomnień.
- Nie. Masz to. - zabrał mi bluzkę i wręczył coś na kształt uniformu.
Spódnica do kolana. Biała bluzka, a raczej golf i wysokie białe skarpetki. 
- Ja mam to założyć? - zaśmiałam się.
- Tak. I to w pośpiechu! - rzucił, a ja przewróciłam oczami.
Pierwszy dzień tutaj, a ja już mam dość i mam ochotę uciec, przez to nie wielkie okno, które jak się dowiedziałam wczoraj jest pod elektrycznym napięciem.
Skierowałam się do łazienki i założyłam na siebie paskudne ciuchy, po czym wróciłam do pokoju.
- Będziesz mogła je zmienić po apelu. To jest tylko na uroczystości. - powiedział 
Eric, kiedy schodziliśmy na dół.
Westchnęłam głośno i zeszłam z nim po schodach, mimo że wcale nie spieszyło mi się na ten cholerny apel. Inni uczniowie robili to samo, więc nie miałam problemu ze zgubieniem się. Podążałam za nimi, mimo że mój organizm pragnął teraz tylko i wyłącznie powrotu do łóżka. 
Weszłam do wielkiej sali, gdzie odbywał się apel i prawie wszyscy byli już tam obecni. Stanęłam obok kilku dziewczyn, a po kilku minutach, które spędziłam w samotności, na środek wyszła elegancko ubrana kobieta w podeszłym wieku.
- Witajcie, witajcie! - usłyszałam gromkie brawa w jej stronę. 
Dopiero po chwili zorientowałam się, że była to kobieta, która wczoraj zamykała drzwi swojego bodajże pokoju na klucz. - Nazywam się Effie Trinket i jestem dyrektorką tejże placówki. Przed wami 10 miesięcy ciężkiej pracy, którą postaramy się zmienić w zabawkę, byście mogli poczuć się komfortowo podczas nauk różnych dziedzin. Jak zwykle świadomie trzecie klasy zostaną przygotowane do najtrudniejszych testów w swoim życiu, ale przecież nie ma się co stresować moi drodzy. Najważniejsza... - kobieta mówiła i mówiła, a ja miałam ochotę ziewnąć  po prostu stąd wyjść. 
Nawet ukradkiem to zrobiłam, ale zostałam spiorunowana wzrokiem przez Marcel'a, które poznałam na stołówce wczorajszego dnia.
Szybko się ocknęłam, chociaż częściowo i zajęłam się rozglądaniem dookoła, aby zobaczyć uczniów uczęszczających do tej szkoły.
Kilka grupek w typie mojej współlokatorki, świetnie. Tylko tego mi brakowało. 
Prócz tego kilku kujonów, którzy na pewno byli zainteresowani niejedną teorią Marcel'a, a obok nich samotnicy, do których mogłam podejść, prócz tego, że jeden z nich właśnie odkrywał kopalnie w swoim nosie.
Wzdrygnęłam się na samą myśl, że chciałam z nimi nawiązać znajomości i próbowałam się ponownie skoncentrować na wymowie mojej dyrektor, ale jej głos był po prostu nie do wytrzymania. Jak stary silnik Diesel'a.
- Powitajmy nową nauczycielkę języka francuskiego pani Myriam Facciollo, która wstąpi na miejsce pani Doroty Russeau, która wydała na świat swoją małą córeczkę, gratulacje dla młodej mamy. - znowu słychać było gromkie brawa. - Więc, życzę Wam dużo szczęścia w nowym roku i wysokich wyników! - powiedziała i zeszła ze sceny. 
Przewróciłam oczami i spojrzałam na moje dłonie, którymi się bawiłam. 
- Proszę o rozejście się do pokoi i przebranie się z mundurka, a następnie do klas. 
Klasa 1a udaje się do sali numer 208, a 1b do sali numer 1. Drugoklasiści oraz trzecio proszeni są o zostanie na auli. - powiedział ktoś już nie ze sceny a ja z od razu rzuciłam się do wyjścia.
Jestem pewna, że rozdeptałam przy tych większość zebranych, ale wydostanie się stąd było teraz moim największym marzeniem. Nie wiedziałam nawet gdzie dalej iść. Przepychałam się między ludzi, w poszukiwaniu klasy, mimo ze słabo dążyłam do tego celu. 
Spytałam starszą kobietę o droga, a ta bez problemu mi odpowiedziała i ruszyłam w tamtym kierunku.
Ludzi pod klasą było niewielu.
Nadszedł czas piekła dla mnie i mojego nędznego życia.
Klasę otworzył wysoki mężczyzna w czarnym garniturze, nawet na niego nie spojrzałam. Ze spuszczoną głową weszłam do klasy i zajęłam miejsce przy oknie z tyłu. Nikt obok mnie nie usiadł, ale wcale nie byłam zdziwiona tym faktem.
Przeczesałam nerwowo palcami włosy i ułożyłam dłonie na ławce wpatrując się w okno, za którym widać było jedynie boisko, które mnie zaskoczyło. Oczywiście pozytywnie, ponieważ uwielbiałam biegać.
- Witajcie. - mężczyzna stanął przy biurku, a po chwili na nim usiadł. - Jestem Malik. Zayn Malik, dla was profesor Malik. - powiedział ostro i rozejrzał się po klasie, kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie.
Przeraził mnie sposób w jaki na mnie patrzył. Był groźny i nie wykazywał żadnych uczuć. Nie widziałam ani cienia uśmiechu ani cienia złości. Był po prostu niebezpieczny, a sposób w jaki mówił przyprawiał mnie o ciarki na całym ciele. 
- Podam Wam plan na jutro, resztę w przyszłym tygodniu - powiedział, odrywając ode mnie wzrok. 
Schyliłam wzrok zażenowana, jakbym miała coś na twarzy, chociaż wiedziałam, że to tylko moja wyobraźnia.
Kiedy zapoznał nas z jutrzejszym dniem, powiedział zwykłe do widzenia i kazał 
opuścić nam salę.
- Panno Richards, proszę poczekać. - dosłownie zatrzymał mnie w połowie drogi do drzwi, a ja przerażona odwróciłam się w jego stronę. 
Miałam nadzieję, że powita mnie w szkole, w akademiku, ale Ona spojrzał na mnie i podszedł bliżej, łapiąc za ramię moje ramię. 
Jego oczy przybrały kolor czerni, a ja dostałam gęsiej skórki, jakby jakiś demon patrzył na mnie. Dosłownie czułam jak jego dotyk pali, a moja skóra zapada się pod jego dłonią.
- Witam. - szepnął, a ja poczułam na swoich ustach jego oddech, przesiąknięty nikotyną i burbonem, zdecydowanie nie należał do normalnych ludzi.
- Dzie-dzień dobryyy, panie Profesorze - załamywał mi się głos i nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Do tego jego spojrzenie, które niemal paliło mi dziurę w skórze.
Zaśmiał się krótko, jakby to było jego celem. Zdenerwowanie mnie. 
- Kiedy Pani do nas przyjechała, panno Richards? - spytał formalnie, co mnie jeszcze bardziej przestraszyło. 
- W-wczoraj, panie Profesorze - odpowiedziałam, nie wiedząc jak zareagować.
- To wiele wyjaśnia, że nie widziałam Pani wcześniej. Na pewno bym zapamiętał tą twarz - skomentował, ale nic więcej nie odpowiedział, ale odwrócił się do swojego biurka, a ja uciekłam przestraszona jego obecnością.




witam. 
pierwszy rozdział na naszym nowym blog'u, który jest malutkim wstępem do tego co może Was zaskoczyć właśnie tutaj. siedzę przed komputerem z gorączką, tylko dlatego, że chcę wywołać uśmiech na waszej twarzy. mam nadzieję, że mi się to udało :) niestety pochorowałam się i nie mam bladego pojęcia czym jest to spowodowane ;c teraz muszę dużo leżeć i oczywiście spożywać różnego rodzaju świństwa.


KOMENTUJCIE!






lots of love,
nancy.

10 komentarzy:

  1. Tak! W końcu jest rozdział. Nie mogłam się już doczekać, kiedy się pojawi, żeby poznać już historie głównej bohaterki.
    Współczuję, że musi dzielić pokój z Taylor, ale mam nadzieję, że jakoś da sobie radę.
    Profesor Malik, no no no, haha :) Zobaczymy jak Malik sprawdzi się w tej roli.
    Czekam na następny :) I życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
    xx

    OdpowiedzUsuń
  2. genialne :) daj szybko nn xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. zainteresowałaś mnie :) czekam xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne *.* czekam na next.! @Roxxy1D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooooo jezuu, boskie *-* ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. przeczytałam imię Marcel i już wiedziałam, że będzie zabawnie. :D
    historia Connie zapowiada się niezwykle ciekawie.
    co jeszcze spotka ją w nowym miejscu? czekam z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  7. 1. Effie Trinket!!!! Jak ja kocham tą kobietę! <3 oczywiście mówię tu o postaci Igrzyskowej, gdyż nie wiem jaką rolę będzie pełnić tutaj. Dziwne, że na zakończenie swojej mowy nie dodała: I niech los zawsze wam sprzyja. ;^)
    2. Ciekawy pomysł na obsadzenie Taylor w jednej z ważniejszym (tak mi się wydaje) ról.
    3. Zen jako nauczyciel. Człowiek 8 lat starszy od głównej bohaterki. Zalatuje jakimś skandalem :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie się zaczyna x

    @_maadness_

    OdpowiedzUsuń
  9. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa *o* boże qwrhsjgjsefhgjfhksgsdf
    @eryxxon

    OdpowiedzUsuń