piątek, 15 listopada 2013

005. dark paradise.


Data: 15 październik 2003
Miejsce: Horsham, West Sussex

Owinęłam ręcznikiem swoje mokre ciało i wyszłam z łazienki łapiąc kosmetyczkę gdzieś po drodze. 
Na korytarzu nikogo nie było, a ja mogłam w spokoju dojść do swojego pokoju. 
- Nie powinnaś latać taka rozebrana. - usłyszałam głos za sobą. 
Ze strachu upuściłam kosmetyczkę mocniej ściskając końcówkę ręcznika, który miałam nadzieję, że wciąż znajdował się na moim ciele. 
Przede mną stanął profesor Malik, w dresowych spodniach i mokrej prawdopodobnie od potu, koszulce.
- Jest wcześnie rano. Wszyscy jeszcze śpią. - odparłam. 
- Ty też jeszcze powinnaś. 
- Przecież nie ucieknę. Nie mam dokąd. - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Spokojnie - podszedł bliżej przez co automatycznie cofnęłam się krok do tyłu. 
- Proszę się do mnie nie zbliżać - odpowiedziałam i chciałam się cofnąć do swojego pokoju, kiedy jego śmiech odbił się o moje bębenki. 
Trzymałam swój ręcznik, aby tylko nie dać mu większej przewagi, a on miał z tego satysfakcję, że znowu miał nade mną kontrolę. 
Nienawidziłam tego uczucia. 
- Czy skończył pan mnie napastować? Chciałabym oddalić się do swojego pokoju i ubrać.
- Taka krucha i niewinna. - dotknął mojego policzka, a ja poczułam jak skóra gdzie mnie dotyka zaczyna mnie palić. Że miejsce gdzie spoczywała jego dłoń zapada się, a ja mam wielką dziurę w poliku.
- Do widzenia. - rzuciłam.
Z prędkością światła odepchnęłam jego klatkę piersiową od mojej i pobiegłam w stronę swojego pokoju.
Mój oddech przyspieszył, nawet kiedy mocno zatrzasnęłam za sobą drzwi. Marzyłam teraz tylko o jednym. Aby pozbyć się tego wszystkiego z głowy. Kim on naprawdę jest, czy on nie ma swojego życia, czy dla innych też taki jest, czy może ja jestem tylko dla niego wyjątkowa? Zastanawiałam się, jak to jest w jego świecie, czy ma dzieci, żonę, czy ktoś na niego czeka, czy wybrał życie samotnika aby znęcać się nad swoimi uczennicami.

Tuż po śniadaniu skierowałam się sali biologicznej, gdzie miały odbyć się zajęcia z panią Tutti, jednak kiedy do drzwi zaczął zmierzać profesor Malik, poczułam jak robię się cała czerwona na twarzy. Miałam ochotę uciec, ale niestety było za późno, ponieważ Malik zauważył mnie i nawet puścił oczko, w które z wielką chęcią chciałabym go uderzyć.
- Chciałem tylko poinformować Was, że dzisiaj macie tylko trzy godziny, ponieważ o 14 przyjeżdżają do Was wasze rodziny. - uśmiechnął się, a ja miałam ochotę dać mu w gębę.
Rodzina... Tak, miło zapowiadał się ten dzień.
Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z klasy, równo z dźwiękiem dzwonka. 
- Co powiesz na wagary? - zaraz usłyszałam za swoimi plecami i dopiero po chwili zorientowałam się, że głos należy do Marcela'. 
- Nie rozumiem - powiedziałam, a on się cicho zaśmiał.
- Ty i ja, idealnie, poza murami tego budynku - odpowiedział i pociągnął mnie za sobą do jego pokoju.
- Po pierwsze. To jest nie możliwe, drzwi wciąż zamknięte są na klucz, po drugie wydaje mi się, że twoja rodzina przyjedzie. I będzie chciała z tobą porozmawiać, albo to ty musisz z nimi porozmawiać.
- Dzisiaj jest dzień wolny, Connie. Drzwi są otwarte, byśmy mogli spędzić miły dzionek w towarzystwie swoich rodzin, poza murami tego miejsca. To idealny pomysł, szczególnie dla nas.
- Marcel, nie wiem.
- Mała, daj się wyciągnąć. Kilka godzin z dala od profesora Malik'a. - uśmiechnął się.
Jego plan był idealnie dopracowany, jednak nadal miałam obawy. 
- Ok - odpowiedziałam sama nie wiedząc czemu zgodziłam się na jego podstępny plan. 
You only live once. 
- Jesteś najlepsza - cmoknął mnie w usta. - Zobaczymy się o za 20 minut w Twoim pokoju - dodał, kiedy jego współlokator wszedł do pokoju.
- Marcel, twoi rodzice przyjechali. - rzucił, a ja zobaczyłam jak mina Marcel'a, diametralnie się zmienia.
Spiął się cały. Ścisnął pięści, a ja widziałam jego poblakłe knykcie.
- Nie ma mnie. - odparł i wziął głęboki oddech.
Chciałam mu jakoś powiedzieć, że powinien się z nimi spotkać, powinien z nimi porozmawiać, ale kiedy widziałam jak cały zdenerwował się na samą myśl, to nie chciałam wiedzieć co się stanie kiedy by ich zobaczył.
- Idziemy do ciebie wcześniej niż myślałem - pociągnął mnie za sobą i szybko znaleźliśmy się za ścianą mojej sypialni. 
- Jestem tutaj - przytuliłam go mocno do siebie. 
- Wiem - odparł i odwzajemnił mój uścisk, a kiedy tylko się od niego odsunęłam, złożył na moich ustach długi pocałunek. 
- Czas na nas - tym razem to ja wzięłam kontrolę nad naszym planem i wyjrzałam z pokoju, jakby to była jakaś ważna misja do spełniania.
- Wow! Nie poznaję cię. - zaśmiał się, a ja uderzyłam go lekko w brzuch z łokcia, by przymknął się na chwilę.
Ktoś wszedł właśnie ze starszymi ludźmi do holu i skierował się na górę.
Pociągnęłam Styles'a, za sobą i wybiegliśmy na dwór. 
- Marcel? - usłyszeliśmy za sobą głos.
Czułam jak chłopak ściska mocniej moją dłoń.
- Nie mam z Wami o czym rozmawiać. - powiedział i tym razem, to On ciągnął mnie za sobą.
Kiedy tylko znaleźliśmy się za murami tego miejsca, od razu poczułam się jakoś inaczej. 
Po pierwsze, nie sądziłam, że pójdzie nam tak łatwo. Myślałam, że wydostanie się z tego miejsca będzie dla nas większym wyczynem, a poszło jak z płatka. Uśmiechnęłam się nieświadomie i Marcel szybko splótł nasze dłonie razem.
Cmoknęłam go w usta, mocno tuląc do siebie i ruszyliśmy w stronę centrum miasta.
Trochę zaskoczyło mnie to co znajdowało się wokół nas. Mały pareczek, jedna kawiarnia, jakiś sklep z odzieżą używaną, sklep spożywczy i monopolowy. 
Niby nic, ale jak cieszy. 
Marcel od razu ruszył ku kawiarence i usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików.
Reszta zajęta była przez uczniów naszej szkoły namiętnie rozmawiających ze swoimi rodzicami.
- Chcesz coś? - spytał.
- Nie wzięłam ze sobą pieniędzy. - szepnęłam.
- Ja stawiam. - puścił mi oczko. - To nasza pierwsza prawdziwa randka.
- Ja nazwałabym to ucieczką ze szkoły.  
- Randka brzmi zdecydowanie lepiej - uśmiechnął sie do mnie i zamówił dwie mrożone kawy, kiedy tylko kelnerka podeszła do naszego stoliku. 
- Jesteś pewien, że nie chcesz się spotkać z rodziną? To może być jedyna okazja - zachęciłam go, nie chcąc aby potem czegokolwiek żałował.
- Nie, jest ok - złapał moją dłoń w geście wsparcia, jakby chciał zapobiec tej rozmowie, więc nie pytałam dalej. 
- Dziwne jest to miasteczko, nie uważasz? - szepnęłam, by tylko On mnie usłyszał.
- Dziwny to jest Malik, to miasteczko ma raczej odosobniony świat w którym żyje. 
- Ale jednak ma urok. Coś jest co mi się w nim podoba. - zaśmiałam się. - Sama jestem dziwna, więc nie powinno mnie to dziwić. - uśmiechnęłam się do niego. - Czasem mi się po prostu wydaje, że nie pasuje do tego całego życia i Bóg pomylił się kiedy wkładał moją duszę do tego ciała.
- Przestań tak mówić, dla mnie jesteś idealna - skomentował. 
- Mówisz tak tylko dlatego, że jesteś moim chłopakiem i musisz to mówić - powiedziałam pierwsze co mi przyszło na myśl. 
- Czekaj, czekaj.. - cholera. - Czy to znaczy, że oficjalnie jesteśmy razem? - spytał z zadziornym uśmiechem na twarzy, a ja poczułam jak rumieńce oblewają moje policzki. 
- A jesteśmy? - zaśmiałam się.
- Connie Richards, czy będziesz moją dziewczyną? - Marcel wstał z miejsce poprawiając swoje okulary.
- Marcel, głupku usiądź! - zaczęłam machać na wszystkie strony rękami, by ten wariat zajął swoje miejsce.
- Odpowiedz! - zaczął klaska, a jego głos stawał się coraz głośniejszy.
- Tak - odpowiedziałam tylko dlatego, żeby dał mi spokój, a on podszedł do mnie i mocno pocałował. 
- Mówiłem Ci, że jesteś najlepsza? - powiedział po odsunięciu się. 
Uśmiechnęłam się zawstydzona i zabrałam się za spożywanie swojego napoju, który po chwili przyniosła kelnerka
Po spożyciu, jakże dziwnie dobrych kaw, wybraliśmy się na spacer po małym parku. Usiedliśmy na jednej z czterech ławek i przymknęłam oczy.
Słońce świeciło mi w twarz, a ja czułam jak promienie rozgrzewają mi ciało. 
Taka pogoda była dziwna, słońce w Wielkiej Brytanii było rzadko widywane, a tym bardziej w październiku. 
Czułam się cudownie móc złączyć nasze ręce razem czy przejść się z nim spokojnie po ulicach tego małego miasteczka. To cudowne uczucie wiedząc, że ma się kogoś obok, że ta osoba jest i nigdy nie odejdzie. To cudowne móc poznać taką osobą, jaką jest on. 
- Chciałabym, aby to pozostało na zawsze - szepnęłam na tyle głośno, aby on to usłyszał. 
- Obiecuję Ci, że kiedyś do tego wrócimy.


Data: 31 październik 2003
Miejsce: Horsham, West Sussex

Przewróciłam się na drugi bok i usłyszałam cichy szept w pokoju, szelest i czyjś oddech.
Najpierw się zlękłam, a po chwili nastała cisza.
Uchyliłam jedno oko, ale nie zauważyłam nic co mogłoby mnie zadziwić i dopiero kiedy otworzyłam drugie, ujrzałam kogoś przed sobą.
- Cukierek albo psikus! - ktoś w jakiejś dziwnej masce, stanął przede mną i zaczął wymachiwać dłońmi na wszystkie strony.
Niezidentyfikowana osoba ściągnęła maskę i spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami.
Marcel...
- Spaaaaaaaać - powiedziałam sama do siebie i zakryłam głowę poduszką.
- Nie, nie, nie, dzisiaj Halloween. Masz dużo przygotowań przed wieczorem. Raz, raz - powiedział, a ja wywróciłam oczami i stanęłam przed nim.
- A nie mogę po prostu iść jako śpioch? Wiem, Ebenezer Scrooge* będzie dzisiaj moją inspiracją! - wykrzyknęłam uradowana.
- Connie, rusz się. - Styles zabrał mi kołdrę.
- Marcel, daj spokój. Dzisiaj jest wolne od szkoły, a ja chcę po prostu spać. Nie możesz mi zabronić. Nie obchodzę Halloween i nie mam ochoty na jakaś durną zabawę! - podniosłam głos i po chwili poczułam jak kołdra z powrotem na mnie upada.
Otworzyłam oczy i zauważyłam, jak chłopak wychodzi z pokoju.
- Marcel, czekaj. - usiadłam na łóżku.
Zatrzymał się przy drzwiach na dźwięk mojego głosu. Wzięłam głęboki oddech i do niego podeszłam.
- Ok, niepotrzebnie podnosiłam na Ciebie głos, przepraszam - objęłam go od tyłu. - Może po prostu poleniuchujemy dzisiaj razem? - zaproponowałam, kiedy on się odwrócił do mnie przodem i spojrzał na mnie.
- Pod warunkiem, że wieczorem pójdziesz ze mną na zwiady.
- Naprawdę musimy to robić? - spojrzałam w jego zielone oczy kiedy odwrócił się do mnie przodem.
- Chcę żeby było fajnie.
- Pod warunkiem, że mogę iść w piżamie. - rzekłam, a Styles zaczął się śmiać. - To nie jest żart. Nie będę się przebierać za nikogo. - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nawet dla mnie? - zrobił słodkie oczka.
- Nie, Marcel. - powiedziałam.
- Ale ja się przebiorę. Tak dla jaj. - puścił do mnie oczko.
Pocałowałam go krótko, a on pogłębił mój gest. Nasze dłonie szybko znalazły swoje miejsca na naszych ciałach, przez co poczułam dreszcze. Skierowałam się w stronę łóżka i rzuciłam się na nie, pociągając za sobą Marcel'a.
- Zdajesz sobie sprawę, że postępujemy niezgodnie z zasadami? - spytał mnie.
- Co z tego - odpowiedziałam i kontynuowałam zaczętą akcję.
- Tak cholernie chciałbym zostać, ale obiecałem Adam'owi, że pomogę mu zrobić zadania dodatkowe z matmy, które musi dzisiaj oddać. - zrobił smutną minę, a ja ułożyłam dłonie na jego szyi.
- Czy ty uciekasz przede mną?
- Nie, kochanie. Nie uciekam przed tobą, tylko przed twoim seksapilem, urokiem. Mogę wymieniać dalej... - zaśmiał się i ucałował mnie w czoło. - Do zobaczenia później - pożegnał się i wyszedł, zostawiając mnie znowu samą.
Zakryłam twarz poduszką, chcąc na chwilę przymknąć oczy i po prostu zasnąć, ale wiedziałam, że to będzie niemożliwe. Szybko zamieniłam piżamę na coś bardziej odpowiedniego aby wyjść do ludzi, czym były czarne legginsy i luźny sweter i skierowałam się do stołówki na pyszne i zdrowe śniadanie.
Kiedy tam dotarłam zobaczyłam jedynie kilka uczniów, którzy kończyli swoje danie.
Skierowałam się do bufetu.
- Dzisiaj sobie pospałaś, belleza**.
- Nie paliło mi się do tego by wstawać. - zaśmiałam się.
- Niestety nic nie zostało, ale mogę przygotować specjalnie dla ciebie twojego ulubionego omleta.
- Naprawdę? Mogłaby pani? - uśmiechnęłam się.
- Tak skarbie, chodź. - pani Narváez uchyliła drzwiczki, które oddzielały uczniów od niej i wskazała dłonią bym weszła i śledziła jej kroki.
Od razu ruszyłam za nią i znalazłam się, jak później się dowiedziałam w jej mieszkanku.
- Bardzo ładne miejsce - pochwaliłam wystrój, a ona się delikatnie uśmiechnęła i zabrała się za robienie posiłku.
- Jak z Marcel'em, kochanie? - spytała tym samym coś mieszając w misce.
- Co ma być? - odpowiedziałam głupio.
- Przede mną tego nie ukryjesz. Widzę, że coś między Wami jest. Już od samego początku było to pisane - odwróciła się do mnie z uśmiechem, przez co się zawstydziłam.
- Ale..
- Nie, nie, nie. Connie ja wszystko wiem. - uśmiechnęła się do mnie, podając szklankę ciepłego mleka.
- To są tylko przypuszczenia. - zaśmiałam się, by uniknąć jakiejkolwiek dalszej rozmowy na ten temat.
- A co to jest.. To między tobą a profesorem Malik'iem? - przerwała mieszać łyżką i spojrzała na mnie.
- Między mną, a nim nic nie ma. On sobie jedynie coś ubzdurał. - uśmiechnęłam się.
- To tak nie wygląda - odpowiedziała.
Była strasznie uparta, ale wiedziałam, że rozmowa z nią nie zaszkodzi.
- On po prostu jest natrętnym człowiekiem. Mam wrażenie jakby się na mnie uwziął - oznajmiłam popijając ciepły napój.
- To dziwny przypadek. Zwykle jest obojętny w stosunku do wszystkich. Podpadłaś mu w czymś? - zapytała ciągnąc temat, a przed oczami stanął mi mój bliski stosunek z Marcel'em.
- Nie - odpowiedziałam krótko, nie chcąc tego ciągnąć.
Zapadła cisza między nami, a ja zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w którym się znajdowałyśmy.
- Smacznego. - kobieta podała mi talerz z omletem.
Miałam wielką nadzieję, że nie zacznie znowu rozmawiać o Malik'u, bo naprawdę nie miałam ochoty psuć sobie tak dobrego, rozpływającego się w ustach śniadania.
Po skończeniu posiłku podziękowałam, najedzona do syta i opuściłam jej 'mieszkanie'. Skierowałam się do swojego pokoju i zabrałam się za przygotowania, jak obiecałam Marcel'owi.
Stanęłam przed swoją walizką i nie wiedziałam co mam zrobić. Niby w bibliotece miały się pojawić dzisiaj jakieś stroje, które mogliśmy sobie wypożyczyć, ale nie chciałam się aż tak bardzo w to angażować. To był dla mnie zwykły dzień, szkoda że Marcel nie mógł tego zrozumieć i odpuścić.
Wyciągnęłam czystą bieliznę i wielką koszulkę Louis'a.
To dziwne.
Pachniała nim. 
A ja choć nie chciałam go znać, to instynktownie przytuliłam się do materiału, a do moich oczu zaczęły napływać łzy, które szybko powstrzymałam odrzucając koszulkę na łóżko.
- Ogarnij się. - powiedziałam sama do siebie i chwyciłam ręcznik.
Musiałam wziąć kąpiel i się zrelaksować.
Tuż po dotarciu do łazienki wskoczyłam pod jeden z wolnych pryszniców i odkręciłam zimną wodę. Uwielbiałam kąpać się w lodowatej wodzie, która wywoływała gęsią skórkę na moim ciele.
Po zakończeniu szybkiego prysznica, wróciłam do pokoju i narzuciłam na siebie koszulkę Louis'a. Dobrałam do tego za duże dresy, do których założyłam papcie wzięte z domu, natomiast mokre włosy splotłam w warkocz i pozwoliłam im swobodnie opadać na ramie.
Przejrzałam sie w lustrze i wyglądałam jakbym dopiero co wyszła z łóżka.
Idealnie. 
Kiedy z wielkim uśmiechem rzuciłam sie ku mojemu łożu, usłyszałam pukanie, a raczej mocne walenie w moje drzwi.
Ruszyłam ku nim po czym uchyliłam je.
- Witam, panno Richards. - dosłownie wprosił sie do mojego pokoju, popychając mnie. - Czego pan szuka?! - podniosłam na niego głos kiedy ten uniósł pościel z mojego łóżka.
- Szczęścia - zakpił i spojrzał na mnie unosząc swoje brwi.
- Tutaj go pan nie znajdzie. - skrzyżowaniami swoje ręce.
- Doszły mnie słuchy, że w akademiku znajdują sie papierosy którymi ktoś zatruwa siebie jak i innym środowisko, mam nadzieje, że to nie ty - powiedział, a moje serce sie zatrzymało, jednak starałam sie utrzymać pokerową twarz.
- Niech zgadnę, pierwsze co przyszedł pan do mnie, zamiast do innych uczniów - chciałam zmienić temat.
- Bo ciebie miałem najbliżej - spojrzał mi prosto w oczy.
Miałam ochotę zapaść sie pod ziemie. Jego wzrok palił a ja czułam jak temperatura w pokoju nagle wzrasta.
- Życie ci nie miłe. - rzekłam, ściskając dłonie w pięści.
Zauważyłam jak jego szczęka sie napięła.
- Nie masz prawa tak do mnie mówić - odezwał sie i kontynuował przeszukiwania.
W pewnym momencie podszedł do mojej puszki, gdzie w poszewce była schowana paczka moich ulubionych papierosów.
Przełknęłam głośno ślinę, a on spojrzał na mnie badawczo.
- Wygląda pani, jakby sie czegoś bała - znowu spojrzał mi w oczy.
- Nie mam takiej potrzeby - odpowiedziałam i czekałam na jego reakcje.
- Nie mam nic do ukrycia panie psorze. Wszystko co możne zatruć mi i innym uczniom, życie, to pan. - uśmiechnęłam się.
- Panno Richards - gościu usiadł na mojej poduszce a ja w duszy modliłam się by nie zgniótł mi papierosów.
- Czy znalazła pani kostium na dzisiaj?
- Jakby pana to interesowało... Po za tym nie obchodzę Halloween, to święto jedynie mnie dołuje i sprawia, że jestem smutna. Po za tym do jakiego chuja ja ci to mówię.
- Jestem twoim nauczycielem, należy mi się odrobina szacunku młoda damo. - wstał i podszedł do mnie.
Całe moje ciało zaczęło niekontrolowanie się trząść.
- I tak będziesz moja. - wyszeptał mi prosto do ucha.
Bez żadnej odpowiedzi z mojej strony wyszedł z pokoju, a ja zostałam w stanie niepewności. Miałam dość tego człowieka i myśl, ze znowu był tak blisko mnie, przerażała mnie, że za każdym razem mu na to pozwalałam.
Podeszłam do łózka, gdzie delikatnie położyłam głowę na poduszce i czując jak jedna łza opada na jasną poszewkę, zasnęłam sama nie wiedząc kiedy.

Obudziłam sie czując jak robi mi sie gorąco. Nie ze względu na temperaturę, a sen który mi sie przed chwila przytrafił. Obudziłam sie siadając prosto i dopiero po paru minutach trafiło do mnie to, że był to jedynie sen.
Usłyszałam pukanie w drzwi, jakby ktoś chciał wedrzeć się do mojego pięknego życia.
Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do drzwi.
- Skarbie miałaś być już pół godziny temu u mnie.
- Przepraszam. Przepraszam, zasnęłam.
- Spałaś całą noc, do godziny 9 i jeszcze się nie wyspałaś?
- Wiesz przecież, że jestem śpiochem!
- Jesteś gotowa?
- Niestety tak, ale wpierw powiedz mi proszę, za kogo ty się przebrałeś. James Bond, za Chrisitian'a Grey'a czy David'a Beckham'a?
- Zayn Malik - odpowiedział, przez co zamarłam kiedy wypowiedział jego imię i nazwisko.
- Po jaką cholerę przebierałeś sie za tego psychola? - powiedziałam zbyt głośno.
- Dla zabawy - był pewny swojej odpowiedzi, przez co moje ciśnienie podskoczyło jeszcze bardziej.
- Załóż lepiej ta maskę - chwyciłam jego dłoń. - Będziesz wyglądał o wiele lepiej.
Zaśmiał sie głośno i przekroczył próg mojego pokoju.
- Gotowa, księżniczko?
- Tak jak mówiłam, idę jako śpioch - zaprezentowałam się, a on oplótł swoje dłonie dookoła mojej szyi i krótko mnie pocałował. - I tak jesteś perfekcyjna.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą w stronę drzwi.
Szybko znaleźliśmy sie na dużej sali, gdzie pełno uczniów juz tańczyło do szybkiej muzyki, a reszta chodziła po pokojach i zbierała słodycze albo coś, co w regulaminie jest zakazane.
- Pójdę mam po poncz - powiedziałam i odeszłam w innym kierunku.
Nalałam nam do dwóch plastikowych kubeczków czerwonego płynu i odeszłam w kierunku, gdzie zobaczyłam swojego towarzysza.
- Proszę - podałam zamaskowanej osobie napój, kiedy sama próbowałam swojej porcji. - Słabo sie postarali - skomentowałam i spojrzałam na niego, kiedy rozglądał sie dookoła.
- Zatańczymy? - ledwo usłyszałam przez głośną muzykę.
- A może od razu przejść do czynów? - zaproponowałam i odkładając swój i jego napój, pociągnęłam ponownie za sobą. Jednak na korytarzu to on przejął kontrole nade mną i skręcił w dół schodów obok mojego pokoju. Zawsze interesowało mnie co tam sie znajdowało, a ciemność dookoła nie było odpowiedzią na moje pytania.
- Marcel..
Nie odpowiedział tylko wepchnął mnie mocna siła do ciemnego pokoju, gdzie po chwili zobaczyłam zarys biurka i ciemne ściany. Od razu oparł mnie o drewniany mebel i zaczął mocno całować. Bardziej namiętnie, niż kiedykolwiek ale nie przeszkadzało mi to. Podobał mi sie sposób w jaki przejmował kontrole nad moim ciałem i to co ze mną robił. Sprawiał, że pragnęłam go bardziej.
Właśnie teraz, tutaj.
Jego miękkie wargi, były dla mnie afrodyzjakiem, i czułam jak jedynie pragnę więcej i więcej.
Mimo tych głębokich uczuć między nami, odchyliłam się od niego na sekundę i spojrzałam w jego oczy przez ciemną maskę.
Nie zawahałam sie i szybko ją zdjęłam, po czym zamarłam.




* Scrooge jest zamkniętym w sobie skąpcem, nielubiącym ludzi i nielubiącym świąt Bożego Narodzenia. (Opowieść wigilijna)
**belleza - piękna.




witamy! i znowu na wejściu cholernie przepraszamy! ale jak widać to nie jest nasza
wina.. nauki w liceum jest o wiele więcej niż się mogłoby wydawać. szczerze to nawet
sobie ledwo radzę, więc jestem w jeszcze większym bagnie. ale jak widać rozdział w końcu
się pojawił i mam nadzieję, że nie możecie doczekać się co będzie w następnym! ALE JA TAK 
UWIELBIAM WAS WKURZAĆ, PODNOSIĆ WAM CIŚNIENIE I WGL.

KOCHAM WAS!! 
przepraszam xx




Tattooed Heart. - zastanawiam się czy prowadzić. 
wejdziesz i zobaczysz?